Moje włosy niestety nie są w najlepszej kondycji, jednak staram się to zmienić. Zauważyłam, że moim największym włosowym problemem jest ciągłe puszenie się włosów. Zazwyczaj w dni, kiedy na głowie miałam po prostu jeden ogromny puch, a nie włosy to wiązałam je w warkocz lub koczek. Niestety takie dni zdarzały się u mnie bardzo często i o przyjemności jaką jest chodzenie w rozpuszczonych włosach musiałam zapomnieć. Na szczęście kiedyś, całkiem przypadkowo będąc w Yves Rocher wpadło mi do rąk serum, o którym właśnie dzisiaj Wam napiszę. Muszę się przyznać, że chociaż je zakupiłam to nie byłam jakoś szczególnie pozytywnie do niego nastawiona. W końcu każdy producent pisze niestworzone rzeczy, aby zachęcić nas do kupna, które niestety rzadko kiedy mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak było tym razem? Poznajcie moją opinię o serum wygładzającym z Yves Rocher (Lissage smoothing / 48h anti firzz milky serum).

Słowo od producenta:Twoje włosy nie układają się i puszą? Zastosuj wygładzające serum z wyciągiem z ziaren gombo, dzięki któremu włosy są doskonale odżywione i odporne na wilgotność przez 48h.
Dzięki serum wygładzającemu Twoje włosy będą aż 5 razy gładsze a efekt wygładzający będzie się utrzymywał nawet przez 48h. Dodatkowo serum ułatwia rozczesywanie włosów. Dzięki delikatnej konsystencji mleczka, produkt jest łatwy i przyjemny w użyciu.
Stosowanie: po każdym umyciu włosów, rozprowadzić na całej długości włosów. Nie spłukiwać. Bez parabenów, silikonu i sztucznych barwników.


cena: 27,90 zł  / 100ml

Opakowanie: Jest to buteleczka wykonana z dość twardego plastiku o zielonym kolorze z charakterystycznymi dla marki etykietkami. Myślę, że nie trzeba tego dokładnie opisywać. Co jest mocnym plusem w opakowaniu? Pompka, która ułatwia nam wydobycie odpowiedniej ilości kosmetyku. Na włosy mojej długości (za łopatki) wystarczą dwie porcje.

Konsystencja i zapach: jest to typowe mleczko, które można naprawdę łatwo rozprowadzić na wilgotnych włosach. Jeżeli chodzi o zapach, to mówiąc szczerze bardzo ciężko jest mi go opisać. Jest dość przyjemny i naturalny, nie czuć w nim chemii, jak to się zdarza w niektórych produktach. 

Działanie: najważniejszy punkt każdych recenzji. A więc jeżeli chodzi o działanie to na moich włosach serum sprawdza się naprawdę dobrze. Nie dość, że po nałożeniu na włosy wspomaga ich rozczesywanie to po wyschnięciu, ich puszenie jest naprawdę zminimalizowane lub czasami całkowicie wstrzymane. Niestety nie jest to produkt, który poprawie kondycje naszych włosów na dłużej. Jednak jest to zaznaczone w nazwie. Efekt zdyscyplinowanych włosów będzie się utrzymywał nawet do 48h. W moim przypadku efekt utrzymuje się zawsze do następnego mycia, a włosy myję średnio co dwa, czasami trzy dni. Co jeszcze jest dla mnie bardzo ważne? Nałożony nawet od nasady nie obciąża moich włosów! Miałam wcześniej podobne wynalazki, jednak zdarzało się, że właśnie obciążały włosy, przez co te wyglądały po prostu na tłuste, niedomyte. Cena jest dość wysoka, jednak jak dobrze wiecie w Yves Rocher często są jakieś promocje, zniżki czy bonusy. Na chwilę obecną na stronie firmy możecie zakupić te serum za 22,90 zł. Biorąc pod uwagę wydajność jestem skłonna ponownie wydać taką kwotę na ten produkt. I szczerze, polecam ten kosmetyk wszystkim dziewczynom, które mają problemy z puszącymi się włosami.



Skład: Aqua, Jojoba Oil, Hydrolized Hibiscu Esculentus Extract, Begenyl Alcohol, Heliantus Anuus Seed Oil, Sodium Acrylates Copolymer, Hydrogenated Polyisobutene, Polyquaternium-70, Panthenol, Polyglyceryl - 4 Caprate, Sodium Benzoate, Polyglyceryl-10 Stearate, Phospholipids, Parfum, Dipropylene Glycol, Citric Acid, Salicilic Acid, Phenoxyethanol.


Z przykrością muszę stwierdzić, że na składach niestety nie znam się za dobrze, jednak dziewczyny na wizażu piszą, że skład tego produktu jest naprawdę fajny. A ja podczas używania go nie zauważyłam niczego niepokojącego. Tak więc jeszcze raz polecam. 

Powiedzcie dziewczyny czy Wy macie jakieś sprawdzone kosmetyki lub sposoby na puszące się włosy? Jak to typowa kobieta, z chęcią wypróbuję różnych metod aby sprawdzić co takiego najlepiej sprawdza się u mnie.
Ponad rok temu sama szukałam jakichś informacji, słów otuchy, porad dotyczących życia z metalowymi zamkami na zębach. Szczerze mówiąc znalazłam się wtedy na jakimś forum, jednak ogrom wpisów do nadrobienia trochę mnie zniechęcał. Poza tym muszę przyznać, że ja po prostu tego nie lubię. Jestem aktywna na jednym, jedynym forum i sama się sobie dziwię, że jeszcze tam zaglądam. Chociaż to forum ślubne, zapewne właśnie przez to jeszcze jestem tam obecna. Ale wracając do sedna sprawy, jak już wspominałam poszukiwałam czegoś na temat aparatów ortodontycznych. Chciałam się dowiedzieć czegoś od ludzi, którzy aparat mają lub mieli, niestety to mi nie wyszło. Dlatego teraz wychodzę do Was z naprzeciwka, z wyciągniętą dłonią. W dzisiejszym poście napiszę o kilku sprawach, które mogą Was uspokoić przed założeniem aparatu, może nawet pomogą Wam się zdecydować na aparat. Myślę też, że fajnym pomysłem jest to, abyście zostawiali swoje pytania pod najnowszymi postami z serii, a ja w kolejnych, nowszych postach będę Wam na nie odpowiadać.

1. Przed założeniem aparatu ortodontycznego trzeba mieć wyleczone wszystkie zęby.
Są różne typy ludzi. Jedni stomatologów się nie boją, a drudzy chodzą do nich dopiero wtedy, kiedy nie mogą już wytrzymać z bólu. Ja jestem jakoś tak po środku, chociaż teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że odwiedzanie mojej pani dentystki to czysta przyjemność. Wcześniej miałam pecha i niestety trafiałam do mało sympatycznych lekarzy co niestety wpływało na moją niechęć ogólnie do stomatologów. Dlatego też przed założeniem aparatu musiałam pochodzić parę razy na plombowanie. Nim jednak zaczniemy leczenie warto udać się do ortodonty. Dlaczego? A no dlatego, że może się okazać, że jakieś zęby będzie trzeba usunąć. Bez sensu wydawać pieniądze na ich leczenie, jak zaraz będzie trzeba się ich pozbyć.

2. Wizyta u ortodonty, odciski, zdjęcia, plan leczenia.
Odciski i zdjęcia rentgenowskie to obowiązkowe punkty przed rozpoczęciem leczenia. Moja ortodontka dodatkowo robiła normalne zdjęcia cyfrowe mojej jamie ustnej. Szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie po co to, jednak właśnie ten moment był niesamowicie nieprzyjemny. Wsadzone miałam do buzi lustro, a ona po prostu robiła zdjęcia. Przez te lusterko myślałam, że nie wytrzymam i zwrócę obiad. Na szczęście obyło się bez tego. Jeżeli chodzi o odciski to nie jest to tak nieprzyjemne, jak wspomniane wyżej zdjęcia. Masa którą nakłada się na zęby przypomina nieco ciastolinę. Ta, której używa moja ortodontka smakowała jak guma orbit dla dzieci. Po nałożeniu masy przyciska się ją taką specjalną "łopatką" i czeka niecałą minutę, aż masa zaschnie. Naprawdę nie jest to nic strasznego. Co do zdjęć rentgenowskich to nie ma co się rozpisywać, zdjęcie jak zdjęcie. Nie można się ruszać, trzeba zdjąć biżuterię i tyle.

3. Wyrywanie zębów...
Brzmi strasznie i bardzo mocno zniechęca. Kiedy usłyszałam, że muszę się pozbyć dwóch zębów momentalnie odechciało mi się aparatu. Stwierdziłam, że jestem w stanie żyć z krzywymi zębami. Pierwsza ekstrakcja była z zaskoczenia. Szłam w celu plombowania, jednak po rozwierceniu okazało się, że ząb jest do usunięcia. Najlepsza wizyta z usuwania zębów. Zero stresu przed, a po nie było się już czym stresować. I szczerze? Ekstrakcja nie boli. Człowiek tylko niepotrzebnie się stresuje, sam nakręca przed wizytą. Jasne, nie da się zdenerwowania od tak z siebie wyrzucić, jednak musicie być świadomi tego, że kompletnie nic nie czujecie. Ja po pierwszym niespodziewanym wyrwaniu, na kolejne już świadome szłam nieco mniej zdenerwowana. Całość trwała niecałe piętnaście minut! Większość czasu na fotelu spędziłam w oczekiwaniu, aż znieczulenie zacznie działać.

4. Separatory ortodontyczne.
Czym są separatory? Jak sama nazwa mają one separować. Co takiego? A no zęby, na których będą założone pierścienie. Z moich doświadczeń to właśnie te niewinnie wyglądające gumeczki sprawiają najwięcej bólu. Zakładane są nam cztery takie gumeczki, po obu stronach zęba. Mają one na celu nieco rozszerzyć zęby, aby już w trakcie zakładania aparatu nie było problemu z założeniem pierścieni, które utrzymują aparat. Noszenie ich wspominam najboleśniej. Na szczęście trwało to tylko tydzień. Ulga jaką poczułam po ich ściągnięciu jest po prostu nie do opisania.

Tak jak wspominałam już na początku posta. Jeżeli macie jakieś konkretne pytania odnośnie leczenia ortodontycznego piszcie pod tym postem! Odpowiem na nie wszystkie w następnej części pamiętnika aparatki! :)

Zostawiam Wam jeszcze na koniec zdjęcie z 3 grudnia - dnia, w którym miałam zakładany aparat oraz zdjęcie po pół roku. Różnica jest ogromna! :)
Kiedy przychodzi wiosna, słońce pojawia się na niebie co raz częściej, rośliny za oknem zielenieją, słychać świergot ptaków. Mówiąc wprost wszystko budzi się do życia. Nawet my sami zachowujemy się zupełnie inaczej, przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. Zdecydowanie mam w sobie więcej energii, chęci do działania. Po prostu moje samopoczucie zmienia się na lepsze. Wiosną, pełna energii w końcu biorę się za te wszystkie rzeczy, które wciąż odkładałam "na później". Innym słowy, rozpoczynam moje wiosenne porządki.

Nie wiem jak takie porządki wyglądają u Was, ale w moim przypadku nie ograniczam się do gruntownego posprzątania pokoju, przeglądnięcia ubrań i kosmetyków. Rozpoczynam też porządkować siebie, swoje życie. Dlatego też pojawia się nowy blog, z całkiem nowym, świeżym spojrzeniem na wszystko. Skąd taka decyzja? Skąd nazwa? Dlaczego w ogóle pojawiają się zmiany? Mój światopogląd się zmienia, dojrzałam. Ślub zbliża się wielkimi krokami, rozpoczęcie wspólnego życia powoduje, że się zmieniamy. Doroślejemy, bierzemy za coś odpowiedzialność, planujemy naszą przyszłość. I właśnie o tym wszystkim i jeszcze o wielu innych rzeczach będziecie mogli czytać, bowiem jestem kobietą i nadal w głowie mi kosmetyki, i wszystkie inne, ładne rzeczy. Chociaż kto wie, czy teraz nie bardziej. W końcu u każdej z nas przychodzi taki moment, kiedy chcemy czuć się naprawdę kobieco. Nie tylko dla naszych wybranków, ale dla nas samych.

I właśnie nadszedł ten czas u mnie, czas na zmiany. Niezmiernie mi miło, dzielić się tym wszystkim z Wami. Witajcie, na definiującej.